Doskonałość – cel, do którego dążą buddyjscy mnisi i zwykli zjadacze chleba. Ci pierwsi w drodze do tego celu osiągają coraz większy spokój. Ci drudzy – coraz większą frustrację.

W tym artykule pokażę Ci, że posiadanie statusu eksperta nie zawsze otwiera drzwi do szczęścia.

Znacznie częściej zamyka je z impetem, w momencie kiedy stoisz w progu. Auć! Złamany nos nie jest najgorszym scenariuszem.

Dość jednak brutalnych metafor. Przejdźmy do sedna!

Ekspert, czyli kto?

Słowo „ekspert” odmieniane jest dziś przez wszystkie przypadki. Telewizja zaprasza ekspertów do swoich programów. Trenerzy od wizerunku przekonują do budowania pozycji eksperta w branży. Samozwańczy eksperci udzielają porad w zakresie finansów, , biegania hodowli królików i bóg wie, czego jeszcze.

Jest tylko jeden mały problem.

Nikt, absolutnie nikt nie wyjaśnia, kim tak naprawdę jest ekspert.

Tymczasem „ekspert” za słownikiem języka polskiego to:

  1. specjalista powołany do wydania orzeczenia lub opinii w sprawach spornych;
  2. osoba uznawana za autorytet w jakiejś dziedzinie.

Jeśli chodzi o pierwszy punkt, to sam mam czasem ochotę zabrać głos w kontrowersyjnych tematach. Wszystkim!

Ale odłóżmy na bok spory. Zajmijmy się drugim punktem. Według słownika języka polskiego, bycie ekspertem to nic innego jak posiadanie AUTORYTETU w jakiejś DZIEDZINIE.

Najzabawniejsze jest to, że można mieć autorytet w jakiejś dziedzinie, nie będąc ekspertem w tej dziedzinie.

Zaskoczona/y?

To teraz posłuchaj: Bycie doskonałym w jednej dziedzinie bywa przereklamowane.

Nie zrozum mnie źle. Szanuję ludzi, którzy poświęcają swoje życie na szlifowanie jakiejś umiejętności niczym diamentu, żeby w pewnym momencie dostać swoje pięć minut.

Jednak większość z nas, wchodząc w taki tryb, tylko popadnie we frustrację.

Znacznie lepiej być średnio zaawansowanym w wielu różnych dziedzinach.

Mistrzostwo nie jedno ma imię

Kojarzysz takie uczucie, kiedy taka malutka wajcha przełącza Ci się w głowie i nagle zmienia wszystko?

No więc ja miałem taki moment, kiedy w końcu uświadomiłem sobie, że bycie ekspertem to nie system zerojedynkowy.

Bycie ekspertem to płynna skala!

Wyobraź sobie, że poziom wiedzy, umiejętności lub doświadczenia mierzymy za pomocą punktacji od 0 (brak wiedzy) do 10 (maksymalna wiedza).

Ostatnio przeczytałem na Twitterze wyznanie jednej osoby, która odmówiła poprowadzenia wykładu z pewnego tematu, ponieważ nie czuła się do tego kompetentna. Nie czuła się kompetentna pomimo, że prywatnie czyta, pisze i mówi na ten temat od kilku lat.

Powiedzmy, że tę osobę umieścilibyśmy na naszej skali na poziomie „6”. 6, to nie 10, więc oczywiście ta osoba nie była w pełni kompetentna, ale jednocześnie 6, to nie zero, więc pewien poziom kompetencji jednak posiadała.

Magia polega na tym, że nie musisz zdobyć 10 punktów, aby mieć autorytet w jakiejś dziedzinie. Możesz nie wiedzieć wszystkiego, ale to właśnie wystawienie się na trudne pytania, pozwala Ci uzupełnić luki i dalej się rozwijać.

Poza tym, jeśli masz 6 punktów, Twój przekaz nie będzie atrakcyjny dla osób, które mają 6-10 punktów, ale będzie pożądany dla tych, którzy mają 0-5 punktów.

Ba! Możesz mieć 2 punkty i uczyć tych, którzy mają 0-1 punktu. Żaden problem!

Czasami będzie to nawet lepsza sytuacja, niż gdyby osoby z poziomu 1-2 były uczone przez osobę z poziomu 10. Po prostu lepiej rozumiesz daną osobę, ponieważ jesteś bliżej jej problemów.

Pułapka bycia ekspertem

Najlepszym przykładem jest sytuacja, w której jeden bardziej ogarnięty student, tłumaczy swoim kolegom i koleżankom trudne zagadnienie tuż przed egzaminem.

Mimo, że wcześniej ten sam temat wytłumaczył profesor, to dla profesora pewne rzeczy były oczywistościami i nie potrafił przekazać wiedzy w sposób przystępny.

Po prostu odległość na naszej skali była zbyt duża.

Mistrzostwo w jakiejś dziedzinie to godne chluby osiągnięcie, ale też niebezpieczna pułapka. Im bardziej oddalasz się od problemów z początku swojej drogi, tym Twój autorytet zamiast rosnąć, może spadać.

Nagle okazuje się, że kumpel ze studiów potrafi „lepiej wytłumaczyć” trudne zagadnienie, niż profesor, który poświęcił na nie lata badań naukowych.

Pokora. Pokora to wspaniała i niedoceniana cecha. Pokora sprawia, że staramy się rozumieć tych, którzy nie rozumieją nas.  Pokora sprawia, że mamy świadomość, że zawsze będzie ktoś lepszy od nas, od kogo możemy się uczyć. Pokora sprawia, że woda sodowa nigdy nie uderza nam do głowy.

Mając w sobie pokorę, możesz zdobyć autorytet, będąc wyłącznie wystarczająco dobrym.

Ale jak być wystarczająco dobrym?

Jak być wystarczająco dobrym?

Podobno wystarczy nauczyć się 1000 najczęściej używanych słów, żeby porozumieć się w obcym języku. Wcale nie musisz mówić jak native speaker, żeby pojechać na wakacje za granicę.

Żeby być średnio zaawansowanym snowboardzistą, trzeba opanować większość najpopularniejszych umiejętności snowboardowych. Nie musisz umieć skoków ze skoczni, aby raz do roku poszaleć na stoku.

Wystarczy, że masz aparat i opanujesz podstawy kadrowania i obróbki zdjęć, żeby zrobić sesję znajomym. Nie musisz zdobywać nagród na międzynarodowych konkursach fotograficznych.

Podobnie jest w każdej dziedzinie.

Nie musisz być ekspertem, aby coś sprawiało Ci frajdę. Możesz być średnio zaawansowany w wielu dziedzinach. Dzięki temu Twoje życie będzie barwne, różnorodne i bogate w doświadczenia.

Chyba, że chcesz być mistrzem. Wtedy bądź mistrzem.

Z pomocą w jeszcze lepszym zrozumieniu powyższych zależności przychodzi nam niezastąpiony Vilfredo Pareto. Odwołując się do jego słynnej zasady, wystarczy opanować 20% wiedzy z danego zakresu, żeby mieć jej więcej niż 80% społeczeństwa.

20% to śmiesznie mało. 20% jest w zasięgu każdego człowieka. Potrzeba niewiele wysiłku, żeby zdobyć te 20% wiedzy.

Zatrważające jest to, jak niewielu ludzi podejmuje ten niewielki wysiłek do bycia wielkimi. Ten niewielki wysiłek ogromnie ich przeraża.

Tymczasem Pareto przekonuje nas, że możemy być lepsi niż większość, jeśli tylko opanujemy podstawowy zakres umiejętności.

Nie bądź ekspertem

Jakieś 2 lata temu nauczyłem się jeździć na rowerze tyłem. Zajęło mi to łącznie około 12 godzin.

Opanowałem utrzymanie równowagi, jazdę po prostej i skręcanie po łuku. Nic więcej.

Nie jestem Violą Brand, nie uprawiam artistic cyclingu i nawet do pięt jej nie dorastam.

Mimo to, jak jechałem tyłem na rowerze przez Kraków, jacyś ludzie wskazując mnie palcem, mówili: „Patrzcie, bóg roweru!”.

Mimo, że to „tylko jazda tyłem na rowerze”, wciąż wzbudza zachwyt wielu ludzi.

Plusem nie bycia ekspertem jest również to, że po fazie szybkiego wzrostu wiedzy na początku, krzywa uczenia się gwałtownie się wypłaszcza. Im dłużej się uczysz, tym więcej czasu potrzebujesz, aby wejść na kolejny poziom.

Innymi słowy, dość szybko przeskoczysz na naszej skali eksperckości od 0 do 5, ale od 5 do 10 będzie kilkukrotnie trudniej. To prowadzi do rosnącej frustracji.

Dlatego zachęcam Cię do bycia średnio zaawansowanym. Czerp radość z uczenia się nowych umiejętności na wystarczającym poziomie.

A jeśli wciąż masz jakieś opory, wpisz poniżej swój adres email, aby otrzymać wideo pt. „Jak robić rzeczy wystarczająco dobrze”.

Kamil Bąbel

2 komentarze do “Czy na pewno chcesz zostać ekspertem?”

  1. Moim zdaniem warto dążyć do bycia ekspertem, ale nie w każdym temacie 😉 Po pierwsze nie mamy tyle czasu 😀 a po drugie nie ma takiej potrzeby. Tak jak wspomniałeś w artykule nie musimy znać wszystkich tricków, by jeździć na snoawbordzie raz w roku. Wszystko zależy od sytuacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *