Rowerzyści obok pieszych i motocyklistów należą do grupy tzw. niechronionych uczestników ruchu drogowego. W przypadku kolizji lub wypadku są bezpośrednio narażeni na obrażenia ciała. W starciu z pojazdem mechanicznym stoją na straconej pozycji.

Poczucie bezpieczeństwa jest jednym z kluczowych argumentów, dla których ludzie jeżdżą lub nie jeżdżą rowerem, szczególnie poza obszarem zabudowanym.

Konieczność balansowania pomiędzy krawędzią jezdni, a linią wyznaczającą prawą stronę pasa ruchu nie jest fair. Jako rowerzyści jesteśmy nieustannie spychani na margines. Zarówno w przenośni, jak i dosłownie.

Bezpieczeństwo rowerzystów

Jak wynika z policyjnych statystyk, wypadki z udziałem rowerzysty poza terenem zabudowanym cechują się wyjątkową ofiarochłonnością. W prawie co piątym wypadku jest ofiara śmiertelna (to 5 razy częściej niż w terenie zabudowanym).

Czy można coś zrobić, aby poprawić bezpieczeństwo osób poruszających się na rowerach?

Kask nie jest rozwiązaniem

Pierwszym skojarzeniem dla wielu osób będzie kask. Jednak paradoks kasku polega na tym, że z jednej strony zmniejsza szansę doznania urazu głowy na skutek upadku, ale z drugiej, jak pokazują badania przeprowadzone przez doktora Iana Walkera, kask na głowie rowerzysty skłania kierowców do podejmowania większego ryzyka.

Podczas manewru wyprzedzania zachowują mniejszą odległość od wyprzedzanego rowerzysty, jeśli ten jedzie w kasku. Kierowcy biorą osoby w kaskach za bardziej doświadczonych, a jednocześnie myślą sobie, że w razie czego „nic im się nie stanie”.

Seksizm na drogach

Dr Walker poszedł w swoich badaniach o krok dalej. Kiedy zamiast kasku wkładał na głowę perukę z długim warkoczem, zaobserwował, że kierowcy zwiększali odległość z jaką wyprzedzali rower. Okazuje się więc, że jadąc rowerem najbezpieczniej jest być kobietą bez kasku.

rowery w Kopenhadze
Kopenhaga – raj dla rowerzystów.

Czy twierdzę, że jazda w kasku jest bez sensu? Badania dra Walkera pokazują, że kask zwiększa ryzyko wypadku. Osobiście uważam jednak, że warto kask nosić, bo czaszkę ma się tylko jedną. W przypadku kolizji, kask może nas uchronić przed obrażeniami.

Zachowanie bezpiecznej odległości

Aby rozwiązać problem wypadków z udziałem rowerzystów, należy się zastanowić, jakie są ich przyczyny. Jednymi z najczęściej występujących są:

  • nieprawidłowe wyprzedzanie,
  • nadmierna prędkość kierowców,
  • niezachowanie bezpiecznej odległości.

Odległość przy wyprzedzaniu

Odległość jest clue całej sprawy. Rowerzysta potrzebuje około 1,5 metra, aby czuć się bezpiecznie będąc wyprzedzanym. Polskie prawo gwarantuje odległość minimum 1 metra. Warto pamiętać, że za nieprzestrzeganie tej odległości grozi mandat w wysokości 300 zł.

Trzeba pamiętać, że rower to pojazd który styka się z podłożem w dwóch punktach i na którym czasami trzeba balansować, aby utrzymać właściwy tor jazdy. Dodatkowe 0,5 metra daje więc komfort na przykład w przypadku ominięcia dziury w jezdni. Dlatego w niektórych krajach minimalna odległość od rowerzysty podczas wyprzedzania wynosi właśnie 1,5m.

Jeśli rowerzysta jedzie zgodnie z przepisami blisko prawej krawędzi jezdni, a pas jezdni ma 3 metry szerokości, to w praktyce 1,5 metra wypada dokładnie w połowie pasa. Wystarczy zapamiętać, że jadąc autem podczas wyprzedzania rowerzysty pas dzielący jezdnię powinien się znaleźć idealnie pośrodku samochodu.

Odległość za rowerzystą

Nie wszyscy jednak wiedzą, że odległość ZA rowerzystą również ma niebagatelne znaczenie. Doskonale ujmuje to O’Rety Team:

Dlaczego jeszcze jest to ważne?

Jechałem kiedyś po deszczu jednokierunkową ulicą. Samochód jadący przede mną zasygnalizował skręt w lewo i zjechał na lewy pas. Ponieważ skręcałem w prawo, miałem wolną drogę do samego skrzyżowania.

Nagle kierowca przede mną zmienił decyzję i nie patrząc w lusterka zjechał na prawy pas, tuż pod moje koła. Zahamowałem awaryjnie, ale koło ześlizgnęło się na śliskiej nawierzchni i ja i rower przeszorowaliśmy po asfalcie.

Gdyby kierowca jadący za mną nie trzymał bezpiecznej odległości, mógłbym się znaleźć pod kołami jego auta.

Jak poprawić bezpieczeństwo rowerzystów?

Wróćmy jednak do pytania z tytułu artykułu: jak znacząco poprawić bezpieczeństwo rowerzystów?

Wróciłem niedawno z rowerowej wyprawy przez Ukrainę i Mołdawię. Wiedziałem, że będę się poruszał głównymi drogami, co w praktyce oznacza setki, a nawet tysiące wyprzedzających mnie aut. Długo zastanawiałem się nad gwarantem bezpieczeństwa, aż w końcu trafiłem na rozwiązanie Annalisy van den Bergh:

Makaron basenowy

Makaron basenowy ma 1,5 metra długości, można go nabyć w dowolnym sklepie sportowym za 10-20 zł, a po zamocowaniu na bagażniku, wystaje z lewej strony na odległość 1 metra. Wydatek rzędu kilkunastu złotych, a bezcenne 100 centymetrów bezpieczeństwa zapewnione!

Dla spotęgowania efektu i zwiększenia widoczności, założyłem na jego końce odblaskowe opaski na rękę. Tak wyposażony ruszyłem w podróż.

makaron basenowy
Makaron basenowy – gwarant bezpieczeństwa rowerzysty.

Rozwiązanie okazało się genialne. Wszyscy kierowcy respektowali bezpieczną odległość przy wyprzedzaniu. To była najbardziej komfortowa podróż rowerem, jaką kiedykolwiek odbyłem. Teraz wiem, że makaron basenowy będzie mi towarzyszył w każdej dłuższej podróży rowerem.

Co na to kierowcy?

Rozumiem fakt, że jadąc z makaronem jestem zawalidrogą. Jeśli to możliwe, korzystam z utwardzonego pobocza, dając kierowcom więcej przestrzeni (sam spycham siebie na margines). Jest to mój dobry gest w ich stronę. Nie muszę tego robić. Prawo gwarantuje mi równy udział w korzystaniu z dróg i bezpieczną odległość przy wyprzedzaniu.

Oczywiście zdarzą się przypadki osób, które będą się krzywo patrzeć zza kierownicy. Cóż, trudno. Przynajmniej będą to robić z właściwej odległości.

A może kiedyś przyjdą czasy, kiedy makaron basenowy nie będzie już potrzebny, bo jako rowerzyści będziemy traktowani na równi z innymi uczestnikami ruchu…

Kamil Bąbel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *