Kilka dni temu zmierzyłem się po raz pierwszy z bieganiem górskim. Kolejne wyzwanie zostało ukończone z sukcesem. Po przekroczeniu linii mety pojawiło się w mojej głowie to samo pytanie, które pojawia się po każdym sportowym osiągnięciu, po każdej podróży, po każdym zrealizowanym projekcie…
Po co w ogóle to robię?
Okazuje się, że udzielenie jednoznacznej odpowiedzi nie jest wcale takie proste. Można w tym wszystkim doszukiwać się kilku czynników, ale żaden z nich nie jest do końca słuszny.
Czasami robię to dla siebie. Lubię czuć satysfakcję z dobrze wykonanej pracy. Zadowolenie z siebie, z pokonania własnych słabości jest nieprzeciętnym doświadczeniem. Realizowanie wyzwań jest jednocześnie świetną formą nauki. Pozwala się rozwijać, czerpać inspirację.
Każdy projekt w pewnym sensie ubogacił moją osobowość. Indywidualne korzyści są więc pierwszym powodem, dla którego jestem w stanie poświęcić kilka miesięcy pracy dla nie zawsze wymiernego sukcesu. Jednak korzyści te można uzyskać w dużo łatwiejszy i bezpieczniejszy sposób.
Czasami robię to dla innych. Satysfakcja z wykonania zadania jest większa, jeśli możemy pochwalić się nim przed innymi ludźmi. Możecie zarzucać mi egoizm, ale tak już jesteśmy skonstruowani. Każdy liczy na uwagę i uznanie innych. Według Maslowa potrzeba uznania jest jedną z fundamentalnych potrzeb wyższego rzędu. Lubimy, kiedy ktoś docenia nasze starania.
Uznanie społeczne to jednak śliski temat, bo czasami może się nie udać. I co wtedy? Brutalna prawda jest jednak taka, że ludzie mają swoje życie i swoje problemy, i zazwyczaj niewiele ich obchodzą osiągnięcia innych.
Czasami robię to, dla wspomnień. Po każdym zrealizowanym wyzwaniu zostają historie, które można wspominać, opowiadać innym i cieszyć się, że życie jest ciekawe i obfitujące w przeróżne przygody. Nawet przez pewien czas myślałem, że wszystkie fantastyczne rzeczy w życiu robi się po to, aby kolekcjonować wspomnienia. Ale to nie prawda. Zazwyczaj euforia mija po tygodniu, miesiącu, ostatecznie po kilku miesiącach.
Dwa i pół roku temu skoczyłem na bungee. Wtedy to było dla mnie coś odjechanego w kosmos. Dzisiaj to wspomnienie nie robi na mnie większego wrażenia. Fajnie, że jest i można do niego wrócić, ale nie wywołuje ono już tego błysku w oku, jak w pierwszych dniach po skoku. Życie przeżywamy bowiem w przód, a nie wstecz.
Jaki jest zatem prawdziwy powód?
Jestem uzależniony od realizowania postawionych sobie celów. Jasne – czasami liczę na samozadowolenie, czasami na uznanie innych. Lubię mieć to lub tamto w swojej bibliotece doświadczeń. Ale kiedy emocje opadają, przestaję myśleć o tym, co udało mi się osiągnąć i zaczynam myśleć o tym, co będzie następne.
Dopamina – chemiczna substancja, która odpowiada za naszą motywację. Wywołuje błogie uczucie przyjemności za każdym razem, kiedy osiągniemy zakładany cel. Im trudniejsze wyzwanie, tym więcej motywacji nam potrzeba i tym większą przyjemność odczuwamy po jego osiągnięciu.
Ale dopaminowe szczęście jest krótkotrwałe. Możesz nauczyć się chodzić na rękach, zdać prawo jazdy, przeczytać Biblię od deski do deski, wspiąć się na Kilimandżaro, zapalić cygaro na Kubie i odwiedzić Hogwart. Po każdym wykonanym zadaniu poczujesz najpierw ogromną radość, a zaraz potem dziwną pustkę. Może nawet wpadniesz w depresję.
Dla organizmu zadanie zostało wykonane. Poziom dopaminy może więc zostać zredukowany do naturalnego poziomu. Uczucie przyjemności też zostaje gwałtownie zredukowane.
Istnieją dwa sposoby, aby zapobiec takiej gwałtownej zmianie nastroju:
Sposób 1:
Spraw, aby każdy Twój dzień był podobny do poprzedniego. Popadaj w rutyny. Nie wymagaj od siebie zbyt wiele. Miej przeciętne cele w życiu. Nie rób nic, co wydaje się trudne do osiągnięcia. Wtedy wahania nastroju zostaną zminimalizowane. Nie będziesz odczuwać wielkiej radości, ale smutku też nie.
Sposób 2:
Jeśli chcesz odczuwać wielką radość, zaakceptuj wielki smutek. Bądź przebojowy. Realizuj najbardziej nierealne pomysły. Wymagaj od siebie więcej. Z uporem realizuj swoje marzenia. A po osiągnięciu każdego celu, wyznacz sobie kolejny. A najlepiej od razu kilka. To skróci okres przestoju i pozwoli szybciej wrócić na życiowy tor.
Dopamina uwalnia się nie tylko w momencie wykonania zadania, ale w trakcie jego wykonywania również. Co więcej, jej poziom stopniowo wzrasta, wraz ze zbliżaniem się do celu. Dlatego dużo łatwiej jest nam się zmotywować, kiedy jesteśmy już naprawdę blisko.
Oznacza to ni mniej, ni więcej tyle, że samo oczekiwanie na ważny moment w życiu może dostarczyć nam tyle przyjemności, co jego osiągnięcie. Masz na co czekać. Podobno można pozbawić człowieka wszystkiego, ale jeśli pozostawi się mu nadzieję, to on nadal będzie szczęśliwy.
Moje uzależnienie
Dlatego właśnie nie rozwodzę się zbytnio nad tym, co było. Jasne! Jeśli fala niesie, to się jej trzymam. Ale zaraz potem biorę się za przygotowania do kolejnego projektu. Koło się zamyka.
Ciężko byłoby mi rzucić wszystko z dnia na dzień. Tym bardziej, że z czasem naturalnym staje się stawianie sobie coraz trudniejszych i coraz bardziej ambitnych zamierzeń. Paradoksalnie łatwiej jest iść do góry niż schodzić w dół.
Dlatego osoba, która prowadzi własną firmę, rzadko wróci na etat. Raczej otworzy kolejną firmę. Biegacz, który przebiegł kilkanaście maratonów, z dużym prawdopodobieństwem pobiegnie ultramaraton. A podróżnik, który zwiedził pół Europy, wybierze się na inny kontynent.
Kiedy już raz zasmakujesz ciekawego, pełnego przygód życia, trudno będzie Ci przestać. Twój wewnętrzny głos będzie Ci ciągle powtarzał: „Zróbmy coś fajnego”. W końcu się poddasz i znajdziesz kolejne inspirujące zajęcie.
Mechanizm jest taki sam, jak przy destrukcyjnych uzależnieniach. Jedyna różnica jest taka, że nie potrzebujemy przyjemności już. Bo samo czekanie na przyjemność staje się przyjemnością.
A skoro już jesteśmy w temacie uzależnień… Mam do Ciebie prośbę. Od dłuższego czasu noszę się z napisaniem artykułu o alkoholu. Chciałbym zaprosić Cię do współtworzenia tego wpisu, poprzez wypełnienie prostej, anonimowej ankiety: >>Kliknij Tutaj!<< To zaledwie 2 pytania, a nie ukrywam, że zależy mi na Twojej opinii w tym temacie. Z góry pięknie dziękuję!
EDIT: Zbieranie odpowiedzi zostało zakończone. Rezultaty w tym wpisie: Dlaczego pijesz alkohol?
- Drzemka w ciągu dnia – kiedy i jak długo? - 21 kwietnia 2024
- Jak być lubianym? Proste zmiany, wielkie efekty - 27 marca 2024
- Prosty przepis na pomnażanie pieniędzy - 30 listopada 2023
Być uzależnionym od realizowania swoich celów to nic złego 🙂 Brzmi to bardzo dobrze, no chyba że będziemy się próbowali doszukać na siłę czegoś złego.
Pozdrawiam mega pozytywnie
W zasadzie tak, ale kiedy tracimy nad tym kontrolę i zaczyna przynosić to szkodę nam lub naszemu otoczeniu, to można mówić o destrukcyjnym uzależnieniu. Przykładem jest pracoholizm. Niby nie robimy niczego złego, bo jest to po prostu silna potrzeba wykonywania kolejnych zadań, ale może np. zniszczyć nasze życie osobiste.
Masz rację w tej kwestii. Jeśli nieodpowiednio wykorzystamy nawet tak dobrą cechę jak chęć rozwoju i realizacji naszych celów możemy sprawić, że zaleta przerodzi się w wielką wadę. Niemniej jednak warto odczytywać znaki z otoczenia, które mówią nam, że coś idzie nie tak, skoro któraś z kolei osoba zwraca nam uwagę na ten sam element.
Pozdrawiam mega pozytywnie
Najpierw się mówi: „Nigdy więcej!”, a potem: „Kiedy będzie następny raz?”