Właśnie mija czerwiec. Fajnie, prawda? Fajnie, fajnie, ale do rzeczy…

Dokładnie drugiego lipca w samo południe wypada… połowa roku. „I co z tego?” – Zapytasz. Będę szczery, ale złap się czegoś mocno, bo poniższe pytanie może tak Cię zaskoczyć, że spadniesz z  fotela.

Co z połową Twoich noworocznych postanowień?

Tak, dobrze przeczytałeś. Pół roku za nami, a to oznacza, że powinniśmy już zrealizować około połowy noworocznych postanowień. Jak jest z tym u Ciebie?

Najlepsze jest to, że wszyscy planują i wszyscy działają na początku roku, ale tylko nieliczni kontrolują poczynione postępy. Myśleć o postanowieniach noworocznych w czerwcu? Przecież to bezsens!

Ale to właśnie umiejętność długoterminowego realizowania planów odróżnia tych nielicznych, którym się udaje, od większości, która za 6 miesięcy powie: „W tym roku już na pewno to zrobię!”.

Dlatego dziś pytam Ciebie: Czy zrealizowałeś już jakieś noworoczne postanowienie? Czy zrobiłaś coś, co przybliżyło Cię do wymarzonego celu?

Nie? Nawet nie pamiętasz, czego dotyczyły Twoje plany? Tak właśnie myślałem. Ale nie martw się, właśnie dlatego piszę ten artykuł. Aby Ci pomóc. Jeszcze nie jest za późno…

Przed Tobą kolejne 6 miesięcy, które możesz wykorzystać, aby nadrobić stracony czas. Przecież w postanowieniach noworocznych nie chodzi o to, że planuje się je na początku nowego roku, tylko o to, żeby je zrealizować przez najbliższe 365 dni.

Jeszcze zdążysz…

  • …zbudować sześciopak.
  • …zmienić pracę.
  • …przeczytać kilkadziesiąt książek.
  • …przebiec maraton (albo dwa).
  • …zarobić dodatkowe pieniądze.
  • …założyć bloga.
  • …nauczyć się języka obcego.
  • …rzucić palenie.
  • …schudnąć kilka(naście) kilogramów.
  • …wyjechać w podróż marzeń.
  • …zakochać się.
  • …zmienić nawyki żywieniowe.
  • …zbudować pewność siebie.
  • …napisać książkę.
  • …zdobyć nową umiejętność.
  • …poznać ciekawych ludzi.
  • …wyrobić sobie nawyk wczesnego wstawania.
  • …założyć firmę.
  • …zrobić coś wartościowego dla innych.

Być może zacząłeś i nic z tego nie wyszło. Być może zniechęciłaś się z powodu braku jakichkolwiek efektów. To teraz nieistotne, bo możesz spróbować jeszcze raz.

„A co jeśli znów nie wyjdzie?”

A co jeśli wyjdzie? Wiem, wiem. Głupie gadanie. Na szczęście mam dla Ciebie coś konkretnego.

Proponuję Ci… wyzwanie.

Chodzi o to, abyś każdego dnia zrobił jedną rzecz, która przybliży Cię do celu. Chcę, abyś codziennie poświęciła odrobinę czasu na kształtowanie nowych nawyków.

„Kamil, przecież to samo robię na początku roku i nigdy nie działa! Dlaczego tym razem ma pomóc?”

Cierpliwości. Zaraz wytłumaczę, o co dokładnie chodzi.

Tajemnica polega na… nie robieniu prawie niczego. Nie musisz ćwiczyć przez pół godziny dziennie. Nie musisz pisać 3 stron tekstu każdego dnia. Nie musisz powtarzać 30 słówek w obcym języku. Brzmi nieźle?

„Oczywiście! Ale Kamil, z nicnierobienia nie ma efektów…”

Nie powiedziałem, że nie trzeba robić niczego. Powiedziałem, że nie trzeba robić PRAWIE niczego. Słowo „prawie” jest tu kluczem.

Think Small!

Problemy z odwlekaniem, prokrastynacją nie polegają na tym, że trudno coś zrobić, tylko, że trudno zacząć to robić.

A trudno jest zacząć, bo mamy nierealistyczne wyobrażenie naszych celów. Myślenie typu „Think Big!” jest spoko przy ustalaniu celów. Podczas ich realizacji tylko utrudnia sprawę.

Jeśli będziesz myśleć o tym, że masz przenieść górę w inne miejsce, to Twoja motywacja wypali się tak szybko jak benzyna w silniku 6.0.

Jeśli będziesz myśleć, że każdego dnia masz przenieść jeden kamień z tej góry w inne miejsce, to Twoja motywacja będzie wzrastać, bo każdego dnia uda Ci się ten plan zrealizować.

Dlatego jeśli chcesz osiągać efekty każdego dnia, zamień „Think Big!” na „Think Small!”.

Przejdźmy do konkretów. Technika jest banalnie prosta:

  1. Decydujesz, co chcesz osiągnąć.
  2. Ustalasz, jak będziesz mierzyć postępy.
  3. Każdego dnia wykonujesz najmniejszą jednostkę miary Twojego postanowienia.

Zobrazuję to na przykładzie. Powiedzmy, że chcesz poprawić swoją sprawność fizyczną (cel). Innymi słowy musisz wykonać określony zestaw ćwiczeń (miara). Najmniejszą jednostką będzie więc dla Ciebie np. jeden przysiad.

„Ha ha ha! Jeden przysiad? Przecież to jakiś żart!”

Mówię całkowicie na serio.

„Ale… przecież…”

Nie wierzysz? To zróbmy test. Wstań teraz od komputera, zrób jeden przysiad i wróć do czytania.

Tak teraz!

I co? Trudno było? Jeden przysiad możesz zrobić w każdej chwili. Nie musisz się przebierać w strój do ćwiczeń. Nie musisz czekać na odpowiednią porę. Nie musisz być wypoczęty. Po prostu wstajesz i go robisz.

Nawet jak wrócisz z grubej imprezy w środku nocy, to jesteś w stanie to wykonać. Ot i cały sekret!

Nie musisz zmieniać od razu swoich codziennych przyzwyczajeń. Po prostu robisz jedną błahą rzecz, w dowolnej chwili i cały plan masz zrealizowany. Proste?

Mój codzienny zestaw zadań polega na zrobieniu jednej pompki, zarobieniu jednej złotówki i napisaniu jednego zdania. To brzmi wprawdzie śmiesznie, ale jest najskuteczniejszym sposobem na kształtowanie nawyków, jaki znam.

Efekty pojawiają się niejako „przy okazji”.

Jak już zrobię tą jedną pompkę i leże na tej podłodze, to jest mi tak głupio (powiedzmy to sobie szczerze – robienie jednej pompki jest głupie), że dokończę chociaż serię, potem dorzucę serię brzuszków, dodam ćwiczenia na rozciąganie, a na koniec stwierdzę, że skoro już jestem rozgrzany to założę buty i pójdę pobiegać, nawet jeśli jeszcze 15 minut temu mi się bardzo nie chciało.

W ten sposób z jednej pompki wychodzi bita godzina ćwiczeń.

Nawet jeżeli pójdziesz po najmniejszej linii oporu, to i tak rachunek jest prosty:

COKOLWIEK > NIC

Rozumiesz, o co chodzi? Super! To teraz wróćmy do wyzwania.

Wyzwanie

Wybierz sobie jeden cel (możesz więcej, jeśli chcesz) i ustal najmniejszą jednostkę miary.

Następnie napisz w komentarzu poniżej, jaką jedną błahą rzecz zrobisz każdego dnia, aby zrealizować swój cel.

Jeśli nie wiesz, jaką jednostkę wybrać, opisz swój cel, a wspólnie coś wymyślimy.

I zacznij to robić. Nie jutro. Dzisiaj! Przecież to jest tak śmiesznie proste, jak zdmuchnięcie dmuchawca.

Z każdą osobą, która zdeklaruje podjęcie wyzwania w komentarzu,  skontaktuję się za jakiś czas, aby sprawdzić jakie postępy udało Wam się poczynić. (taka dodatkowa motywacja)

Wchodzisz w to?

Kamil Bąbel

21 komentarzy do “Jeszcze nie jest za późno…”

  1. Ja w to wchodzę 🙂 Będę codziennie 1 minutę poświęcać na naukę programowania 🙂 i 1 minutę na ćwiczenia 🙂

  2. Naprawdę fajny wpis! Daje po tyłku i motywuje, bo to rzeczywiście prawda, że już pół roku za nami, a tu… nie widzę wciąż kaloryfera na brzuchu, a do pracy ani razu nie wybrałem się na piechotę 😛 Dzięki za „podbudkę”! 🙂

  3. świetne podejście i w teorii znam to doskonale, mało tego niejednej osobie tak doradzałam. Gorzej jest ze mną, bo jedyny cel główny, jaki chciałabym zrealizować to: znaleźć sens, a wszystko inne będzie się działo samo…

  4. akurat ja zrobiłem już połowę, z tego co sobie zamierzyłem 😀 i dalej działam, żeby poradzić sobie z tą drugą połową. To jest dobry rok! 😀

  5. Dobre 🙂 Gdy nie możemy spełnić swoich wyzwań, marzeń i pomysłów to nie jest za ciekawie.
    Jednak dzięki takiemu działaniu możemy chociaż coś rozpocząć. Jak wiadomo pierwszy krok jest najtrudniejszy, więc daje nam największe przyśpieszenie i mobilizuje nas do prawidłowego działania.

    Pozdrawiam mega pozytywnie

  6. Hmmm… też bym mogła coś wybrać z moich planów… Ciężki wybór… Zacznę więc od tworzenia strony internetowej – osobistej wizytówki, którą zaczęłam pieczołowicie przygotowywać w styczniu i równie szybko starania rozpłynęły się w dziesiątkach drobiazgów, które radośnie tworzyłam i tworzę. Czas się trochę ustatkować 🙂

      1. Sęk w tym, że moje drobiazgi dotyczą różnych rzeczy, więc całości z tego nie sklecę. Ale będę codziennie robiła jedną małą rzecz ze stronki internetowej, żeby wkrótce poskładać piękną wirtualną wizytówkę 🙂

        1. Hmmm… Zmiana planów. Ta strona aktualnie wymaga pracy przy komputerze, a ja po pracy już nie mam ochoty przy kompie siedzieć. Piszę, co potrzebuję, sprawdzam potrzebne rzeczy i idę. Ale mam coś nad czym zaczynam pracować i co jestem w stanie robić w chociażby minimalnym stopniu codziennie. Przygotuję wystawę swoich prac. Na ten rok. Wernisaż zorganizujemy na moje urodziny.

      2. Noworoczne postanowienia zawsze wydawały mi się kiepskie. Nigdy ich nie miałem, nigdy nie planowałem czegoś od nowego roku. Oczywiście, składam życzenia, sam je otrzymuję. Jeżeli coś planuję, realizuję to. Noworoczne postanowienia są po prostu wymówką dla większości ludzi, co za dobre nie uważam.

        1. Masz rację. W zasadzie trochę to dziwne, że tak naprawdę każdy moment jest dobry, aby coś zacząć, ale większość ludzi wybiera właśnie początek nowego roku.

          1. Myślę, że początek roku jest najgorszym momentem do wprowadzania zmian, dlatego że większość ludzi co roku na początku roku planuje jakieś rzeczy, a ile z tego realizuje – na ogół nic. Każda pora jest dobra, czym szybciej, tym lepiej. Wprowadzanie zmian powinno być impulsywne, a człowiek powinien się jedynie trzymać założonego planu.

        2. Znalazłam Pana blog całkiem przypadkiem, ktoś wspomniał o nim na jednym z forum- pomyślałam zajrzę, a co mi szkodzi. Moim celem od paru ładnych lat jest zrobienie upragnionego prawa jazdy, jednak za każdym razem stres brał górę i egzamin kończył się tak samo. Podczas ostatniego wracałam już do ośrodka, gdy nagle niespodziewanie wyjechał mi samochód i moja reakcja była o 0,5 sek. wolniejsza od egzaminatora- co oczywiście skutkowało natychmiastowym oblaniem. Zrobiłam ponad 4-letnią przerwę w podchodzeniu do egzaminu i co roku obiecywałam sobie, że go wznowię i tym razem zdam, jednak stres związany z tym paraliżował mnie strasznie. Teraz nie ma dnia, żebym o tym nie myślała, że w końcu muszę się przełamać, że wiele firm w dzisiejszych czasach potrzebuje pracownika, który jest zmotoryzowany i jest w stanie dojechać w każde miejsce. Poczyniłam już pewne kroki- kupiłam i przerabiam testy na prawo jazdy, przełamałam się, aby w końcu podejść do starostwa, zabrać swoje dokumenty, aby zapisać się na egzamin, a także za parę dni zapiszę się na jazdy doszkalające, aby móc przystąpić do ponownego egzaminu za góra 2 tygodnie. Dodam jeszcze, że jazda samochodem sprawia mi wielką frajdę i chciałabym w końcu usiąść za kierownicę bez stresu i nastawienia, że tym razem też mi się nie uda. Każdego dnia powtarzam sobie, że dam radę, w końcu skończyłam studia, obroniłam się, a do pełni szczęścia brakuje mi tylko tego uprawnienia. Mam nadzieję, że tym razem wszystko pójdzie po mojej myśli, a może (nieśmiało) jestem o tym przekonana?

          1. Karolino,
            cieszę się, że trafiłaś na mój blog. Prawo jazdy to świetna sprawa, bo daje wygodę, niezależność, mobilność. Dlatego warto je mieć. Życzę Ci zatem powodzenia przy kolejnym podejściu. Wierzę, że Ci się uda. Gdybyś potrzebowała jakichś wskazówek lub porad, napisz do mnie: babel.kamil@gmail.com.
            Pozdrawiam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *