To miał być zwykły biegowy trening. Tym razem jednak postanowiliśmy pierwszy raz pobiec inną trasą, aby skończyć szybciej i spokojnie zdążyć na półfinałowy mecz: Holandia – Argentyna. Gdyby Diderot pisał tę historię, to pewnie nie omieszkałby dodać, że „wszystko zapisane było w górze”. Ponieważ jednak, tę historię piszę ja i nie jest to oświeceniowa powiastka filozoficzna, ale mrożąca krew w żyłach relacja z wydarzeń dziejących się zaledwie kilka godzin wcześniej, pominę ten aspekt w dalszej części.

Dość długo zastanawialiśmy się, jaką trasę obrać. Wprawdzie było już późno, a ciemne chmury pokrywały niebo, ale widoczność była jeszcze wyjątkowo dobra. Ruszyliśmy więc nie testowanym nigdy szlakiem. Nagle usłyszałem tuż obok siebie dziwny dźwięk. „Co to było?” – zapytałem i zatrzymałem się, nasłuchując źródła dźwięku. Piotr, który odbiegł już kawałek, myśląc, że coś mi się zdaje, zawrócił. Teraz już wyraźne powarkiwanie, dobywało się z gęstej trawy.

Podszedłem bliżej i w stosie brzozowych gałęzi, wyglądających na całkiem dobre schronienie, dojrzałem najpierw czarny kształt, z którego po chwili wychyliły się dwa brązowe pyszczki i dwie pary lśniących, czarnych oczu, które zdawały się pytać: „Kim jesteś i czego chcesz?”

pieskiStaliśmy tak przez chwilę, zastanawiając się, co zrobić. Po chwili podjęliśmy decyzję i ruszyliśmy do domów. Usiadłem do komputera, znalazłem kontakt do Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Gminy. Zapadła już praktycznie noc, więc nie miałem co liczyć na podniesienie słuchawki przez kogokolwiek. Zadzwoniłem następnego dnia i wyjaśniłem sytuację. Ze względu na opieszałość urzędników, schronisko zostało poinformowane 24 godziny później i od razu wysłało pomoc.

To sprawiło, że po dotarciu na miejsce w kryjówce pod startą gałęzi był tylko jeden szczeniak. Drugim ktoś musiał się zaopiekować, ponieważ pomimo skrzętnego obszukania terenu, nie znalazł się. Można więc powiedzieć, że wszystko skończyło się dobrze.

kryjowkaAby zostać bohaterem nie musisz ratować świata przed zagładą, niczym Bruce Willis w Armageddonie. Tak naprawdę na rangę bohatera możesz zasłużyć sobie w codziennych sytuacjach. Ktoś przewrócił się na chodniku? Podejdź i pomóż wstać. Znalazłeś porzucone zwierzę? Zgłoś to do odpowiednich organów. Ktoś zasłabł lub się zranił? Zadzwoń na pogotowie i udziel pomocy.

Wiem, wiem… Chcesz pomóc, ale blokuje Cię wewnętrzny głos, który mówi Ci: „Nie dasz sobie rady! Ktoś inny mu pomoże.” Często jednak nie ma tego kogoś, kto to zrobi. Pamiętaj – myśl za siebie i działaj! To, co myślą inni, teraz Cię nie obchodzi. Pytanie tylko: czy masz odwagę, aby wyjść przed szereg?

Jeśli nauczysz się reagować na zdarzenia wokół Ciebie, nabędziesz czegoś, co Bartosz Skwarczek nazywa „mentalnością pierwszego rzędu” – będąc bardzo blisko sytuacji, w której uczestniczysz, masz możliwość nauczenia się o wiele więcej od ludzi, którzy mają „mentalność ostatniego rzędu” (brzmi znajomo?), stoją z tyłu i tylko obserwują.

A jeżeli już podejmiesz właściwe kroki, możesz dumnie wypiąć pierś, uśmiechnąć się i poczuć się lepiej, bo prawdopodobnie przed chwilą zrobiłeś coś dobrego i wartościowego.

Wiesz, co jest w tym wszystkim najlepsze? Wspominam o podobnych sytuacjach w mojej nowej książce, w rozdziale WYJDŹ Z DOMU. Teraz coś podobnego przydarzyło mi się w rzeczywistości. Miałem okazję do zweryfikowania swojej wiedzy.

Właśnie ruszyła przedsprzedaż książki na portalu PolakPotrafi.pl. Jeśli interesują Cię szczegóły, kliknij w poniższy link:

Porzuć wygody, zacznij przygody

Kamil Bąbel

10 komentarzy do “Czy masz odwagę być bohaterem?”

  1. Trzeba było albo złapać je pierwszego dnia i przechować do momentu odebrania przez schronisko albo nie brać. W schronisku nikt ich może nie chcieć wziąć i będą przerobione na parówki (chociaż to szczeniaki, to może ktoś weźmie).

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *