28 kwietnia 2013 r. – ta data na długo zapadnie mi w pamięci. 12. Cracovia Maraton – mój pierwszy maraton w życiu (i pewnie nie ostatni). Niezwykła motywacja, przeogromny wysiłek i cudowne wspomnienie.

Trudno jest mówić o doświadczeniach z maratonu komuś, kto sam tego nie doświadczył. Kiedy nasz trener, Jacek tłumaczył nam, na co powinniśmy się przygotować, ciężko mi było wyobrazić sobie z pozoru błahe rzeczy, które podczas kilku godzin wytężonej pracy organizmu urastają do kluczowych problemów.

Pozwól jednak, że przeprowadzę Cię przez moją historię. Normalnie poprosiłbym Cię o zamknięcie oczu, ale wtedy nie przeczytasz kolejnego zdania, dlatego po prostu skup się i wyobraź sobie, że…

Poranek maratoński

Dzień przed maratonem kładziesz się spać znacznie wcześniej, bo musisz dobrze wypocząć. Tak przynajmniej twierdzą ludzie, którzy się na tym znają, więc zdajesz się na ich doświadczenie i lądujesz w łóżku o 21:00.

Emocje jednak są na tyle silne, że zasnąć nie możesz. Kręcisz się z boku na bok. Myśli kotłują się w Twojej głowie jak kule w maszynie losującej Totolotka. W końcu, po kilku godzinach tej nierównej walki zasypiasz.

Wczesne wstawanie nie jest na co dzień Twoją mocną stroną. Mimo to już o 5:00 otwierasz oczy. Budzik zadzwoni dopiero za godzinę. Już wiesz, że nie uda Ci się zasnąć ponownie. Wstajesz i zaczynasz się szykować, bo w końcu to jest Twój dzień.

Leniwie konsumujesz bułkę z bananem, popijając sporą ilością wody. Potem jeszcze szybka toaleta, pakowanie i upewnienie się co do godziny odjazdu autobusu.

Biała plama

Wychodzisz z domu i zapominasz o wszystkim. Twój mózg przestaje odbierać bodźce zewnętrze, skupiając się tylko i wyłącznie na czekającym do realizacji celu. Zapętla się wokół szalejących wewnątrz emocji.

Dalej, dalej!

Około 27. kilometra emocje zaczynają opadać. Wraca realne myślenie. Uświadamiasz sobie, że biegniesz już prawie 3 godziny. Tłum kibiców znacząco się przerzedza. Zostajesz sam ze sobą. Sam ze swoimi ambicjami i słabościami. Teraz dopiero zaczyna się walka. Ból i zmęczenie dają o sobie znać, a do pokonania jeszcze ponad 10 kilometrów.

Nie poddajesz się jednak, bo wiesz, że biegniesz dla wyższej idei. Krok za krokiem posuwasz się naprzód. Odliczasz ostatnie kilometry.

Nogi są jak z waty, ale jest za późno, żeby się poddać. Im bliżej końca, tym pewniejszy się stajesz. Wiesz, że choćbyś miał się doczołgać do mety, to tam dotrzesz!

W tłumie biegnących wychwytujesz twarze znajomych. Widzisz, że też mają dość. Wymieniacie kilka budujących zdań, po czym mówisz: „Do zobaczenia na mecie!” i ciśniesz dalej. Masz jeszcze siłę, więc starasz się dać z siebie wszystko na tych ostatnich kilometrach.

Meta już blisko

Ostatnia prosta. Dostrzegasz nieprzerwany szpaler kibiców po prawej i po lewej stronie.  Klaszczą i krzyczą do Ciebie: „Dasz radę! Ostatnie 300 metrów!”.

Biegniesz jeszcze przez chwilę i nagle wpadasz na szalony pomysł. Odwracasz się i zaczynasz biec tyłem. O mały włos nie wpadasz w barierkę. Przez ramię dostrzegasz linię mety. Jeszcze Jeszcze sto metrów. Pięćdziesiąt. Dwadzieścia. Dziesięć. Koniec!

Niewysłowiona radość maluje się na Twojej twarzy. Dostajesz medal na szyję, folię termiczną na plecy, wodę do ręki. Teraz jeszcze czas na masaż, wspólne świętowanie z drużyną i powrót do domu…

Wynik

Trudno jest ustalić, ile czasu coś może nam zająć, jeśli… nigdy wcześniej tego nie robiliśmy. Wydawało mi się, że jestem przygotowany na strefę czasową 5:30 – 6:00, czyli najwolniejszą. Zarejestrowałem się w grupie 5:00 – 5:30. Kilka minut przed startem postanowiłem przenieść się do strefy 4:45 – 5:00. Bieg ukończyłem z czasem 4:44:11, a mógłbym jeszcze urwać kilka minut. Postawiłem jednak zasady fair play nad własnymi ambicjami. W końcu pierwszy maraton biegnie się tylko po to, aby przebiec. Na życiówki przyjdzie jeszcze czas.

To doświadczenie nauczyło mnie bardzo ważnej rzeczy: że jeśli myślisz, że czegoś nie jesteś w stanie osiągnąć, to jeszcze nie wiesz wszystkiego.

Maraton jest tu tylko metaforą. Tak naprawdę zasada ta znajduje zastosowanie w różnych obszarach życia. Wystarczy spróbować zrobić coś, czego do tej pory baliśmy się zrobić.

Kamil Bąbel

3 komentarze do “Możesz osiągnąć więcej niż Ci się wydaje!”

  1. Moje przygotowania trwały 7 tygodni. W tym czasie miałem 15 treningów. To strasznie mało, a jednak czułem się dobrze przygotowany. Kilka osób z naszej drużyny „42 do szczęścia” trenowało jeszcze mniej, a pomimo tego wszyscy dobiegli do mety w regulaminowym czasie.

    1. No jasne, ale Ty rekreacyjnie biegales czy cwiczyles juz wczesniej, co oznacza, ze pewne przygotowanie wydolnosciowe i sprawnosciowe juz miales. Osobie, ktora kojarzy sport z wf-em z podstawowki czy olimpiada z telewizji, 15 treningow nie wystarczy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *