Wyobraź sobie, że siedzisz na fotelu w Milionerach. Na ekranie właśnie została zaznaczona Twoja odpowiedź na pytanie za 100 000 zł. W tym momencie Hubert Urbański zadaje pytanie: „Czy to Twoja ostateczna decyzja?”.

John Stuart Mill już w XIX wieku przedstawił koncepcję Homo Oeconomicus – człowieka racjonalnego, który podejmuje wybory na podstawie logicznych analiz i matematycznych kalkulacji zysków i strat. Problem w tym, że socjologia bardzo szybko poddała pod krytykę ten paradygmat, wskazując na emocjonalność w zachowaniu jednostek.

Jeśli przyjrzymy się ludziom, stojącym przed podjęciem ekstremalnie trudnej decyzji, możemy zauważyć dwa wzorce:

  1. Uczuciowość – emocjonalne zachowanie wynikające z zetknięcia się z problemem.
  2. Racjonalność – chłodne myślenie, odrzucenie emocji i oparcie się na posiadanej wiedzy.

Jednak, jeżeli zrobimy krok w tył, to musimy sobie uświadomić, że człowiek nie patrzy oczami. Człowiek patrzy mózgiem. To co widzimy, jest jedynie tym, co nasz mózg mówi nam, że widzimy. Widzimy albo uczuciowość, albo racjonalność, ponieważ chcemy zobaczyć albo jedno, albo drugie. Co nie znaczy, że pokrywa się to z prawdą.

Każda decyzja jest emocjonalna

Jonah Lehrer w książce „How We Decide” stawia śmiałą tezę: „Jeśli usunęlibyśmy emocje z procesu decyzyjnego, podjęcie najbardziej błahego wyboru stałoby się praktycznie niemożliwe”. Dlaczego?

Ponieważ logiczny umysł działa znacznie wolniej i mniej efektywnie. Już w 1996 roku komputer wygrał partię szachów z mistrzem świata – Garym Kasparovem. Nie ma więc wątpliwości, że na polu racjonalnego myślenia jesteśmy „sto lat za robotami”.

Dlaczego więc ludzie z takim dystansem podchodzą np. do innowacyjnych autonomicznych samochodów?

Kiedy pod koniec XIX wieku pierwsze samochody pojawiły się na drogach, ludzie bali się ich tak samo, jak dziś boją się aut autonomicznych. W Wielkiej Brytanii przed każdym pojazdem musiał iść człowiek z czerwoną flagą, ostrzegający ludzi przed zbliżającym się samochodem.

Strach wynikał z prostej przyczyny – człowiek w samochodzie, to nie człowiek na koniu. Człowiek na koniu miał niejako dwa mózgi – swój i konia. Koń instynktownie unikał kolizji, nawet jeżeli jego właściciel chciał doprowadzić do kolizji.

Samochód kierowany przez komputer jest pozbawiony instynktu. O ile partię szachów można opisać zestawem algorytmów, bo to tylko gra, o tyle rzeczywistość jest znacznie bardziej złożona.

Pamiętasz reklamę Nike w której gwiazdy piłki nożnej muszą się zmierzyć z perfekcyjnymi klonami?

Zwycięstwo w tej rozgrywce jest możliwe tylko w przypadku podejmowania nieracjonalnych decyzji. I to jest właśnie przewaga, jaką człowiek posiada nad komputerem – jest nieracjonalny. Nie można go oddzielić od emocji.

Popełnianie błędów

Co więc z ludźmi, którzy potrafią chłodno spojrzeć na trudną sytuację?

Z moich obserwacji wynika, że są to osoby, które popełniły w swoim życiu wiele błędnych decyzji i doświadczyły szerokiego spektrum negatywnych emocji związanych z tymi błędami.

Ekspertem w danej dziedzinie nie jest ten, kto zawsze wygrywa. Ekspertem jest ten, kto popełnił wszystkie możliwe błędy w konkretnym wąskim obszarze.

Dlatego właśnie nauka na cudzych błędach nie działa. Ucząc się na cudzych błędach, uczymy się logicznych schematów postępowania. Cudze błędy nie zaszczepiają w naszym mózgu ładunku emocjonalnego, który uaktywni się, kiedy w przyszłości staniemy przed podobnym wyborem i pozwoli podjąć instynktowną decyzję.

Dopóki nie doświadczymy negatywnych aspektów bycia w błędzie, nie będziemy mogli korzystać z błyskawicznych, instynktownych decyzji emocjonalnej części naszego mózgu.

Nauka teorii latania wydaje się prosta, ale nie jest skuteczna. Dlatego przyszłych pilotów wsadza się do symulatorów, aby wywołać reakcje emocjonalne spowodowane zaistnieniem problematycznych sytuacji. Dzięki temu umysł pilota będzie przygotowany do błyskawicznej reakcji, kiedy podobna sytuacja zaistnieje w rzeczywistości.

Ludzie podejmujący racjonalne decyzje odczuwają emocje tak samo, jak ludzie podejmujący emocjonalne decyzje. Różnica polega na tym, że pierwsi mają świadomość tych emocji, potrafią je nazwać i są w stanie ocenić, czy odwołanie się do danej emocji w tym konkretnym wyborze jest rzeczą właściwą.

Przytłoczenie logicznymi argumentami

Zapytano studentów, który dżem jest według nich lepszy. Następnie dano im do wypełnienia kwestionariusze dotyczące dokładnej analizy tych produktów. Okazało się, że najlepiej oceniony został dżem, który najgorzej im smakował. Studenci zaczęli szukać mało znaczących cech i argumentów, zamiast skupić się na przyjemnych odczuciach z jedzenia dżemu truskawkowego.

W naszym złożonym świecie staramy się uzyskać jak najwięcej informacji, które pomogą nam podjąć decyzję. Poświęcenie pół roku na obejrzenie 30 mieszkań i wybranie jednego perfekcyjnego ma sens, o ile naszym celem jest kupno najgorszego mieszkania z tych 30-stu.

Zbyt duża ilość informacji prowadzi do niebezpieczeństwa zagłuszenia emocji. Jeśli patrzmy na mieszkanie, to wiemy, czy nam się podoba, czy też nie. I nie ma znaczenia, że metraż jest o 5 metrów mniejszy, od tego, który sobie założyliśmy, albo, że w łazience jest prysznic zamiast wanny.

Odsuwamy decyzję w czasie, argumentując to potrzebą pozyskania większej ilości informacji. Wyłączamy emocje z procesu decyzyjnego i w efekcie dochodzimy do wniosku, że idealne rozwiązanie nie istnieje i zgadzamy się na pierwszą ofertę, jaka się pojawi.

Szukając właściwych decyzji, musimy najpierw nauczyć się popełniać błędy, rozumieć je i eliminować w przyszłości. Bez tego będziemy wprawdzie w stanie ocenić sytuację, ale nie będziemy umieli reagować. Dlatego zamiast uczyć się na cudzych błędach, lepiej popełniać własne.

Kamil Bąbel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *