Jednym z moich noworocznych postanowień jest nauka nowych umiejętności. Chciałbym w każdym miesiącu poświęcić 15 minut dziennie, aby doskonalić jakiś konkretny obszar. Dziś styczeń mamy już za sobą, więc jest to doskonały moment, żeby podsumować pierwszy miesiąc, powiedzieć o rezultatach, ale też wspomnieć o trudnościach, które pojawiły się po drodze.

Chcesz wiedzieć, czego uczyłem się w styczniu i jak mi poszło? Czytaj dalej!

Małe kroki do wielkich zmian

Zacznijmy od tego, że mam już mniej więcej z góry określone pomysły na to, co chciałbym w każdym miesiącu robić. Na pewno będą to rzeczy, na które można poświęcić zaledwie 15 minut dziennie, a zatem nie wymagają całkowitej zmiany życia i trybu funkcjonowania w ciągu dnia. Uważam bowiem, że małe, ale regularne działania mają większe przełożenie na efekty, niż tzw. szarpanie.

Zależy mi na tym aby w tym roku przetestować 12 różnych działań – po jednym w każdym kolejnym miesiącu. Nie wykluczam jednak, że niektóre z nich okażą się strzałem w dziesiątkę i na dobre zagoszczą w moim planie dnia. Daje sobie jednak przyzwolenie na to, żeby po 30-dniowym eksperymencie i podsumowaniu wniosków móc z czegoś zrezygnować.

Dlaczego? Z banalnie prostej przyczyny – nie miałbym na wszystkie rzeczy czasu. 15 minut razy 12 czynności daje w sumie 3 godziny każdego dnia. To bardzo dużo. Dlatego stosuję tu zasadę, że aby wejść na jakąś górę, trzeba zejść z tej, na której się jest.

Czas eksperymentów

Ale to nie wszystko. Blog, który właśnie czytasz, nie bez powodu ma w nazwie „średnio zaawansowany”. Osobiście wierzę w to, że bardzo łatwo i małym nakładem sił możemy przejść z poziomu braku umiejęntości do poziomu wystarczająco dobrego dla przeciętnego człowieka. Natomiast przejście z poziomu średnio zaawansowanego do poziomu eksperta wymaga już znacznie więcej nakładów czasu, energii i zaangażowania. Ten poziom nie zawsze jednak jest nam potrzebny.

Przykładowo, jeśli znasz 3 sztuczki iluzjonistyczne, możesz zrobić wrażenie na imprezie ze znajomymi. Jeśli jednak nie masz zamiaru zostać iluzjonistą, te 3 sztuczki są w zupełności wystarczające, żeby zdobyć uznanie wśród przyjaciół.

Poza tym te 3 sztuczki są wystarczające, żeby się dowiedzieć, czy rozwijanie dalej tej umiejętności po prostu Cię kręci. Bo jeśli nie, to kończysz eksperyment i bierzesz się za coś innego.

Nowa umiejętność w styczniu: pisanie dziennika

W styczniu każdego dnia pisałem 1 stronę dziennika.

Dlaczego?

Myślę, że warto zacząć od kontekstu. Dlaczego zdecydowałem się na codzienne pisanie dziennika?

Powód był zupełnie inny, niż się spodziewasz – chciałem regularnie wstawać. W ostatnim czasie rozregulował mi sie tryb dnia. Chciałem wrócić do wstawania codziennie o tej samej porze. Zamiast jednak regulować budzik i zwlekać się z łóżka z zamkniętymi jeszcze oczami, postanowiłem… wyregulować godziny chodzenia spać.

Dodatkowo chciałem też ograniczyć ekspozycję na niebieskie światło, emitowane przez ekrany. Potrzebowałem więc czynności, która pozwoli mi wyciszyć się przed snem i nie będzie wymagała interakcji z urządzeniami elektroniczymi.

Pisanie dziennika przed snem wydawało mi się więc idealnym pomysłem (zainspirował mnie do tego ten artykuł na blogu doist.com).

Aby jednak o tym nie zapomnieć, ustawiłem sobie alarm w telefonie na godzinę 22:30 (Zastanawiałem się długo, jak nazwać budzik, który dzwoni, kiedy czas się zbierać do łóżka, ale poza nazwą „nocnik” nic innego nie przyszło mi do głowy. Przyznasz jednak, że „nocnik” to nie jest jakaś wybitna nazwa. Pozostańmy więc przy „alarmie”).

Kiedy zadzwonił telefon, starałem się rzucić wszystko, czym się zajmowałem i wziąć do ręki notes i długopis. Następnie próbowałem napisać jedną pełną stronę tekstu. Po zapisaniu całej strony, ogarniałem się do snu i około 23:00-23:15 szedłem spać, aby wstać o 6:45.

Czy udało mi się pisać dziennik przez 31 dni?

Jakie były tego efekty? Dokładne śledzenie regularnego wstawania wdrożyłem dopiero w połowie miesiąca, ale mogę powiedzieć, że:

  • Przez około 2/3 wszystkich dni, wstawałem o 6:45 i zazwyczaj nie miałem z tym żadnego problemu. Wyregulowanie godzin snu sprawiło, że lepiej spałem i lepiej funkcjonowałem w ciągu dnia (No może poza poniedziałkiem 25 stycznia, kiedy nie miałem krzty energii, ale gorszy dzień zdarza się nawet najlepszym, więc…).
  • 25 razy napisałem pełną stronę tekstu.
  • 3 dni byłem poza domem bez notesu, więc pisałem dziennik na telefonie i trudno mi porównać długość tego tekstu z pisanym odręcznie.
  • 2 razy byłem wieczorem tak wykończony, że napisałem tylko pół strony i przerwałem, bo mój umysł już nie pracował.
  • 1 raz zupełnie o tym zapomniałem i nie napisałem nic.

Tak, czy inaczej, przez 30 na 31 dni stycznia napisałem cokolwiek.

Nie polegaj na swojej pamięci!

Co ciekawe ten jeden raz zdarzył się wtedy, kiedy przez przypadek wyłączyłem sobie wieczorny alarm. Dlatego, jeśli chcesz wdrożyć jakikolwiek nowy nawyk, nie możesz polegać na swojej pamięci. Musisz mieć mechanizm wyzwalający odpowiednią reakcję.

Co mi dało 30 dni codziennego pisania dziennika? (I co w nim pisałem?)

Dziennik może przybierać różne formy. Niektóre mają nawet swoją nazwę. Mój był najbardziej zbliżony do „morning pages”. Poza tym, że „page” była w liczbie pojedynczej, a „morning” był wieczorem.

W dużym skrócie w morning pages chodzi o to, że jak się budzisz rano, to pierwszą rzeczą, jaką robisz jest napisanie 3 stron tekstu. Piszesz tam wszystko, co Ci mózg na długopis przyniesie. Bez ładu, bez składu. 3 strony tekstu o wszystkim i o niczym, do których nigdy nie wracasz i nigdy nie czytasz.

Ale po co?

Czysty umysł

Po co pisać coś co jest bez sensu i dodatkowo nigdy się tego nie przeczyta? No właśnie dla samego aktu pisania. Widzisz, nasz umysł nie jest stworzony do magazynowania informacji. Jest stworzony do ich przetwarzania. My jednak z uporem maniaka staramy się przechowywać informacje w głowie, przez co ograniczamy „możliwości obliczeniowe” naszego komputera.

Komputer, którego dysk jest prawie pełny, będzie działał wolniej i obciążał procesor i pamięć RAM. Tak samo jest z mózgiem. Dlatego warto czasami robić backup na zewnętrzny nośnik. Do tego służy właśnie dziennik.

Możesz w nim zapisać, co Cię zaskoczyło danego dnia, jaką plotkę o Janku opowiedziała Ci Beata i dlaczego czułaś_eś poirytowanie, kiedy nieuważny kierowca wymusił pierwszeństwo na przejeździe dla rowerów. W momencie kiedy to zapiszesz, możesz o tym zapomnieć. Świetnie wyjaśniła to aktorka Lidia Bogaczówna w wideo dla krakówpomaga.pl, nazywając te zapiski „Księgą domu”.

Tu dochodzimy do głębszego poziomu rezultatów tej z pozoru błahej czynności.

Lepszy sen

Otóż spisanie tego całego bałaganu myśli wieczorem, przed snem, sprawia, że kładziemy się spać z czystą głową. Nie tylko dlatego, że umyliśmy włosy, ale czystą metaforycznie – z wątków, które powinniśmy zapomnieć, ale które akurat sobie przypominamy, jak przyłożymy głowę do poduszki. A potem nie możemy zasnąć, bo jedna taka rzecz, wywołuje całą gonitwę myśli. Pisanie dziennika poprawia więc jakość naszego snu.

Mniej stresu

Z powyższym wiąże się jeszcze jedna rzecz. Zrzucając z siebie ciężar tych wszystkim myśli, odczuwamy relatywnie mniejszy stres. Czujemy się lepiej i nasz performance też jest dzięki temu na wyższym poziomie.

Poprawa pamięci

Co więcej, pisanie dziennika to doskonałe ćwiczenie pamięci. Może jeszcze trochę mi brakuje do bycia seniorem, ale pamięć warto ćwiczyć w każdym wieku. Uruchamiając proces przypominania sobie zdarzeń z danego dnia, wymuszamy przepływ impulsów elektrycznych przez neurony, a tym samym poprawiamy zdolność przypominania sobie niektórych faktów.

Pobudzenie kreatywności

Odręczne pisanie wspomaga osiągnięcie stanu FLOW. To taki stan, kiedy otwieramy dla naszych myśli bramki na autostradzie. Taki swobodny przepływ myśli w naszej głowie umożliwia powstawanie nowych, kreatywnych pomysłów. Tylko dzięki samemu pisaniu dziennika, udało mi się wymyślić 3 nowe tematy na wpisy na bloga. Nie wspominam już o innych rzeczach.

Rozwój inteligencji emocjonalnej

Dzięki spisywaniu swoich codziennych doświadczeń, reakcji na nie i emocji, które im towarzyszyły, poczułem większą kontrolę nad tym, jak się czuję. I zacząłem czuć się tak, jak chcę (no poza poniedziałkiem 25 stycznia, wtedy nie byłem w stanie ogarnąć tego energetycznego zjazdu). Kontrola swoich emocji to niezwykła umiejętność.

Zadania pod kontrolą

Uwolniłem się też od zadań widmo. Zadania widmo to dla mnie takie rzeczy, które trzeba zrobić, ale o których sobie przypominamy, kiedy nie jest to konieczne, a nie pamiętamy, kiedy jest. Na przykład smarowanie łańcucha w rowerze – zawsze przypominam sobie o tym, kiedy wsiadam na rower. Nigdy, kiedy z niego zsiadam. Pisząc dziennik, przypominałem sobie o różnych zadaniach widmo, o jakich myślałem w ciągu dnia. Wystarczyło wpisać je do Todoist, dodać termin realizacji i sprawa była załatwiona.

Budowanie nowego nawyku

Pisanie dziennika z pewnością zagości na stałe w moim repertuarze codziennych czynności. Pewnie będę jeszcze eksperymentował z innymi formami dziennika, pisaniem go rano i (czasami) korzystaniem w tym celu z komputera. Na pewno jednak chcę mieć taką przestrzeń do autorefleksji i uwolnienia się od niepotrzebnych myśli. A dziennik spełnia to zadanie w 100%.

Zachęcam Cię do spróbowania. Nie musisz tego robić przez cały miesiąc. Zrób to dziś wieczorem i powtarzaj raz w miesiącu. Zobaczysz, jak na Ciebie wpływa spisywanie swoich myśli.

A może już to robisz? Może prowadzisz swój własny dziennik i chcesz się podzielić swoimi spostrzeżeniami w komentarzu.

Kamil Bąbel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *