Każdy z nas ma jakieś głęboko skrywane pragnienia. Większość z nas wie, jak do nich dotrzeć. Działania w ich kierunku podejmuje niewielu.

Bardzo często tłumacząc sobie rezygnację z jakiejś aktywności, zasłaniamy się brakiem czasu. Większość z nas jest bowiem uwikłana w sieć powinności, obowiązków i spraw niecierpiących zwłoki. Na dalszy plan spychamy to, co dla nas szczególnie ważne:

  • rozwój i edukację,
  • ćwiczenia fizyczne,
  • medytację,
  • hobby,
  • czytanie książek,
  • relaks
  • i wiele innych spraw.

Przed długi czas miałem podobnie. Zastanawiałem się, jak ludzie, którzy mają zdecydowanie więcej zajęć i obowiązków ode mnie, są w stanie znaleźć tak dużo czasu dla siebie i swoich pasji.

W końcu odkryłem, że rozwiązanie tego problemu zawiera się w kilku prostych słowach:

„Płać sobie w pierwszej kolejności”

Jeśli interesujesz się samorozwojem, zarządzaniem domowym budżetem czy tworzeniem własnej firmy, być może spotkałeś_aś się wcześniej z tym stwierdzeniem.

W odniesieniu do finansów mówi ono, że należy najpierw zabezpieczyć własne potrzeby , a nie, jak czyni wielu z nas, oddawać pieniądze innym. W praktyce opiera się to na założeniu, że za każdym razem, kiedy dostajesz wypłatę, rezerwujesz określoną kwotę na własne potrzeby, a dopiero w drugiej kolejności regulujesz zobowiązania wobec innych (rachunki, kredyty itp.).

W ten sposób uczysz się, że zarabianie pieniędzy nie jest tylko smutnym obowiązkiem, ale że dzięki nim możesz zaspokajać własne potrzeby.

Więcej o tej metodzie przeczytasz np. na blogu Leny z OszczednaPolka.pl.

Co to jednak ma wspólnego z czasem dla siebie?

Czas jest walutą

Wyobraź sobie, że codziennie dostajesz 1440 zł do dyspozycji. Część z nich musisz przeznaczyć na zobowiązania względem innych. Resztę możesz wydać, na co tylko zechcesz. Postępując, jak większość ludzi, najpierw spłacisz zobowiązania, a dopiero, jeśli coś zostanie, przeznaczysz to na własne przyjemności.

Problem w tym, że zazwyczaj nic już nie zostaje.

A teraz pomyśl, że 1440 zł to tak naprawdę 1440 minut, które masz do dyspozycji każdego dnia.

Budzimy się rano i dostajemy 1440 minut, które musimy rozdysponować na niezbędne potrzeby (sen, jedzenie, higiena), zobowiązania wobec innych (praca, obowiązki, spotkania) i własne przyjemności.

Jeśli chcesz, żeby ta trzecia kategoria w ogóle istniała, „płać” sobie w pierwszej kolejności.

Oddawałem swój czas innym

Mój poranek wyglądał kiedyś tak, że dzwonił budzik, wciskałem drzemkę, po czym budziłem się w ostatnim momencie, który pozwalał mi się szybko ogarnąć i jechać do pracy (ewentualnie scrollowałem w łóżku Twittera, ale rezultat był taki sam). Potem spiesznie pochłaniałem kupione po drodze śniadanie i brałem się do pracy.

Ale to się zmieniło.

Dziś wygląda to zupełnie inaczej. Wstaję przed siódmą i mam 1,5 godziny dla siebie. Po porannej toalecie nalewam sobie szklankę wody i oddaję się jakiejś ważnej dla mnie czynności. Najczęściej jest to pisanie, ale czasami zajmuję się wypracowaniem nowego nawyku, piszę dziennik, ćwiczę, albo czytam książkę.

Po około 45-60 minutach kończę, żeby przygotować sobie śniadanie i zjeść je w ciszy, podziwiając czasami (jeśli jest taka możliwość) wschodzące nad miastem słońce.

Następnie wsiadam na rower i jadę do biura.

Staram się, żeby tak właśnie wyglądał mój poranek, bo zauważyłem, że te 3 czynności: hobby, odprężające śniadanie i aktywność fizyczna to udany przepis na dobry początek dnia.

Dowodem na to może być fakt, że zniknęły moje problemy ze wstawaniem. (Oczywiście zdarza mi się z jakiegoś powodu nie wyspać raz na jakiś czas, ale to sporadyczne przypadki.) Budzę się rano i nie mam powodu wylegiwać się w łóżku skoro czekają na mnie same przyjemności.

To jest niebywałe!

A Ty?

Zastanów się teraz, jak wygląda Twój poranek. Czy pierwsze minuty ze swojej codziennej wypłaty 1440 minut przeznaczasz dla siebie, czy jednak od rana oddajesz je innym?

  • Może zaczynasz dzień od sprawdzenia służbowego maila?
  • Albo sprzedajesz swoje minuty Facebookowi, Instagramowi, Twitterowi?
  • A może uczysz się lub pracujesz zdalnie i po dźwięku budzika z zaspanymi oczami, nie ruszając się z łóżka, otwierasz laptopa i zaczynasz naukę pracę?

Jeśli na któreś z pytań odpowiadziałeś_aś sobie „tak”, to może znaczyć, że nie masz czasu dla siebie. Bo powiedzmy sobie szczerze – wieczorem trudniej jest ten czas wygospodarować. Czasem wpadną nam nieoczekiwane zadania, czasem zajmiemy się czymś innym, a czasem po prostu nie mamy siły.

Poranek to najlepszy moment, żeby zrobić coś dla siebie.

Od czego zacząć?

Wybierz sobie 1-3 czynności, które dają Ci radość i spełnienie. Co to może być?

  • pisanie dziennika,
  • czytanie książek,
  • spacer,
  • ćwiczenia fizyczne,
  • medytacja,
  • podlewanie swoich roślin, albo gapienie się na rybki w akwarium,
  •  delektowanie się kawą lub śniadaniem,
  • przygotowywanie śniadania,
  •  joga,
  • ćwiczenia na kreatywność lub na koncentrację (np. zadania matematyczne, sudoku, krzyżówki, gra w szachy itp.),
  • planowanie swojego dnia,
  • nauka języka,
  • rozwój artystyczny (gra na instrumencie, rysowanie, pisanie itp.),
  • słuchanie ulubionej muzyki (i tańczenie do niej).

Możesz też zerknąć na listę rzeczy, które dają natychmiastową radość.

Bardzo ważne jest, aby nie traktować tej czynności jako obowiązek, bo wszystko straci sens.

Ja na przykład lubię zaczynać od pisania powieści, bo jest to fajna odskocznia od codzienności i daje mi to dużo satysfakcji. Nie zaczynam jednak dnia od pisania wpisów na bloga, bo bloga traktuję jak pracę i nakładam wtedy na siebie niepotrzebną presję. A poranny czas dla siebie ma być przyjemnością w najczystszej postaci.

Kiedy już wiesz, co sprawia Ci przyjemność, przestaw sobie budzik o kwadrans wstecz. Zyskasz dzięki temu pierwsze 15 minut dla siebie. Kiedy się obudzisz, zrób tą jedną rzecz, zanim zrobisz cokolwiek innego.

Przydatne może się też okazać odcięcie się od Internetu. Ja codziennie wieczorem wyłączam router i kładę telefon z dala od łóżka, żeby nie zaczynać dnia od patrzenia w ekran. Na początku było ciężko, ale teraz bardzo często pierwsze zetknięcie z Internetem mam dopiero po wypełnieniu porannego rytuału, czyli po dojechaniu rowerem do pracy. Wtedy dopiero sprawdzam maile i powiadomienia na Facebooku.

Spróbuj!

Ta drobna zmiana w trybie dnia, polegająca na wypłacaniu sobie czasu w pierwszej kolejności daje niesamowite rezultaty.

Wypróbuj tę metodę i daj sobie szansę, aby czerpać więcej radości z każdego dnia i mieć więcej czasu dla siebie.

A może masz już taką swoją ulubioną czynność i podzielisz się nią w komentarzu?

Kamil Bąbel

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *